logo

Święta

Wigilia Bożego Narodzenia 2020

W tym roku także, czyli jak zawsze, nie chodzi o wymyślne nowe potrawy, ale o powtórki i urozmaicenia. Ewentualnie jeszcze o spróbowanie czegoś nowego, jeśliby się pojawiło. Choć już nie jest grzechem zjeść w Wigilię mięso, utrzymujemy zwyczaj postu od mięsa do czasu po Pasterce. Każda rodzina, która zasiada do Wigilii ma jakieś własne wigilijne zwyczaje, ale kilka potraw musi się znaleźć na każdym wigilijnym stole. Oczywiście po przełamaniu się opłatkiem i po złożeniu sobie nawzajem życzeń. Najpierw nieobowiązkowa przystawka ze śledzia, potem wigilijna zupa postna, czyli nie na wywarze z mięsa lub kości (gdyby post w Wigilię obowiązywał pod grzechem, jak kiedyś, napisałabym: 'czyli absolutnie nie na wywarze z mięsa lub kości'), ale na wywarze własnym lub wywarze z jarzyn, bez zasmażki i bez śmietany (albo grzybowa z łazankami, albo czerwony barszcz z uszkami z farszem z podgrzybków), potem pierogi, dwa-trzy rodzaje (ruskie, z kapustą, z grzybami), następnie karp smażony i groch z kapustą lub kapusta z grzybami, potem kutia i ciasta, do tego wszystkiego kompot z suszu, woda, soki owocowe, kawa, herbata. Czasem przy deserze śpiewamy kolędy, a prawie zawsze oglądamy wtedy prezenty, które powinny być aż tak długo pod choinką. To wszystko? Nie, kto ma siłę, czeka na Pasterkę. Wigilia kończy się na Pasterce.

Największym wyzwaniem Wigilii, jeśli chodzi o jej przygotowanie, jest oczywiście karp. Wcale nie mam na myśli bardzo trudnych potraw. Raczej zmierzam do tego, że to słodkowodne zwierzę także powinno być traktowane humanitarnie (to jest najtrudniejsze, że wciąż rzadko jest traktowane humanitarnie). Nie wiem jak te sprawy dobrze rozstrząsać? Przecież nawet jeśli kupuję karpia już zabitego i wypatroszonego, nie mam gwarancji, że nie był wcześniej męczony. Przychodzi mi więc na myśl tylko to jedno: taki karp powinien być... koszerny. Oczywiście jeśli koszerność oznacza humanitarne traktowanie zwierząt przeznaczonych na rzeź i humanitarny ubój. Ale na dzień dzisiejszy jednak mam tylko taką możliwość w ramach moich możliwości czasowych co do karpia: dbam jedynie o humanitarne traktowanie siebie i w związku z tym kupuję karpia już zabitego i wypatroszonego, i na dodatek tam, gdzie nie słyszę przy okazji tych zakupów, jak kolejne ledwo żywe karpie są wyciągnane z między innych ledwo żywych karpii i zabijane tak, że Klient słyszy. Jest lepiej, niż kiedyś, ponieważ dawniej Klient zabijanie karpia nie tylko słyszał, ale jeszcze także widział. Wyobrażam to sobie w taki sposób: koszerny karp na Wigilię, czyli karp, który żył w godnych jego gatunku warunkach, następnie został odłowiony i nie zaduszony brakiem wody został zabity w sposób, który ograniczył do minimum jego cierpienia z tym związane, a także przez ludzi, którzy od tego nie dostają potem na całe święta psychozy. Zastanawiam się też nad takim pewnie możliwym do zbadania faktem: co w organiźmie przerażonego karpia się wytwarza? Czy chemia karpia w panice na pewno nie jest rakotwórcza?

Warto kupić karpia zabitego i wypatroszonego, czyli z głową, jeśli mamy psa. Po płukaniu ryby w wodzie z solą i odrobiną octu (przez kilka-kilkanaście godzin), trzeba odciąć głowę, płetwy i zdjąć skórę. Następnie tnie się rybę na filety i niektórzy jeszcze oddzielają mięso karpia od ości. Pozostałe: głowę i płetwy warto ugotować, jak rosół, z jedną małą marchewką, pietruszką, listkiem laurowym, zielem angielskim (dwie-trzy kulki) i solą. Gotować trzeba tak długo, aż wszystkie ości i kości zupełnie skruszeją (można je rozgnieść, jak biały ser, za pomocą widelca). Następnie z wywaru, kto lubi, robi zupę rybną lub galaretę, a z głowy... i reszty warzyw świąteczną potrawę dla psa. Taką potrawę pies może zjeść tylko jeden raz w roku. Dlatego, że karpia w Polsce kupujemy tylko na Wigilię, cdn.

powrót do strony początkowej